czwartek, 26 listopada 2015

Powrót do nie-normalności

 Na jakiś czas olałam bloga. Mam w schowku dwa teksty, których na razie nie jestem w stanie opublikować. Działo się oj działo. Pozytywnie? Raczej nie. Jednak od początku....

  Znacie tę kołysankę, co opowiada o radosnym trójkącie gdzieś na zamku? (Bo kochał ją król, kochał ją paź (...) A ona też kochała ich, kochali się we troje). Tę, gdzie zakończenie jest traumatyczne, bo wszyscy zostają pożarci przez zwierzynę (wcale nie dziką).
    Ostatnia zwrotka mówi, że "Z cukru był król......" i tu się zatrzymajmy.

   Król, nasz syn, nasze szczęście, jedyny wnuk naszych rodziców i ukochany bratanek czy siostrzeniec wylądował w szpitalu, w stanie zagrożenia życia. Diagnoza była dość szybka, doprowadzanie go do stanu normalności dłuższe. Można powiedzieć "było, nie minęło". Bo cukrzyca nie mija, a to właśnie przytrafiło się Młodemu.

 W założeniach blog ten miał być zabawną, ironiczną formą terapii, dla Matki-Królowej-Polki. Założenia, jak to większość moich planów (życiowych też), wzięły w łeb. W związku z tym tematyka, siłą rzeczy, zahaczać będzie o życie z malutkim cukrzykiem.

 Z pozytywów: Król dalej jest prześmieszny, im bardziej się potrafi komunikować, tym bardziej rozbraja na łopatki otoczenie. JK dalej jest najlepszym ojcem na świecie (a mówili, że jak synuś to mamusi, kłamczuchy). Ja jeszcze ciągle jestem młoda ;), a mój umysł potrzebuje wywalić z siebie trochę przemyśleń ;P więc "do usłyszenia"