Jakiś czas temu usiłowałam tu przedstawić sposób porozumienia w naszym konkubinacie. Coś, co nazywam "romantyzmem pragmatycznym". Mamy marzec, po drodze zahaczyliśmy o dwa święta, co wzbogaciło bibliotekę cytatów z konkubenta. (Te przedstawione wcześniej, to tylko wierzchołek góry lodowej. Większość nie nadaje się do publikacji, a przynajmniej czytania przed 23 ;) ).
> ins: Kochanie, co robimy na Walentynki?
>JK: No nie wiem..... zupę??
Dzień kobiet. Nie było go przez poprzednie dni (i noce- taki dżob) więcej niż był....
>JK: Kochanie, muszę wyjść na chwilę
> ins (mina nietęga): gdzie znowu?
> JK: Babo! Kwiatka ci chcę kupić i dopiero wtedy życzenia złożyć.....
Słodko się zrobiło? Mi nawet jakoś tak cieplej w bebechach. Kwiaciarnie mamy pod domem. Ten pojechał do Lidla, kupił sobie spodnie. Ja musiałam kontynuować maraton z ząbkującym Królem (na cholerę 2 latkowi piątki?!).
Wrócił. Dostałam bukiet tulipanów i bombonierkę z alkoholem. Brendy- czyli jeden z niewielu %, których nie tykam w żadnej postaci (oprócz polewania go innym)...
Za to tulipany pięknie rozwijają się w wazonie, na lodówce. Żeby ich Król ze stołu nie zeżarł ;).
I na deser
JK masuje kark swojej kobiety
> ins: uwielbiam Twój dotyk....
>JK: też Cię lubię miąchać.
>ins: a było tak miło ....