sobota, 13 czerwca 2015

Here comes the King

  Sytuacja wyglądała tak: byłam po praco-pasji, wymagającej zaangażowania 24/7. Trwało to tydzień. Następnego dnia, o 7 byłam już na praktykach. Żeby było szybciej praktyki robiłam w 2 miejscach, co dawało 5 dni w tygodniu po 12h, włączając tzw. nocki.
Sytuacja stresowa- uczelnia się nie wywiązała i zamiast praktykować przy ukochanym chłopie, trzeba opłacać stancje przez wakacje pół Polski dalej.
Nie przejmowałam się potencjalnymi sygnałami, wskazującymi na obecność lokatora w moim brzuchu: spuchnięty biust- norma w końcówce cyklu, spóźnienie- kilka razy już tak było przy takim poziomie stresu, śpiączka- a weź nie padaj na pysk przy takim trybie pracy.
W końcu luby stwierdził, że mnie odwiedzi. Kazałam przekroczyć me progi z testem- tak dla świętego spokoju.

Po wykonaniu czynności niezbędnych, gapiłam się na okienko z dwiema kreskami chyba kwadrans, czekając aż ta niepotrzebna linia zniknie...bo przecież to imposibru! My się w końcu zabezpieczamy! Dzieci owszem, cała gromada nawet ale po moich studiach (kolejnych z resztą).
Skoro krecha nie zniknęła, wciągnęłam JK do kibelka i pokazuje ustrojstwo. Ten się szczerzy jak szczerbaty do sucharów, obcałowuje i ściska a ja...czuję się jakbym dostała patelnią w łep. I ta gonitwa myśli: co ze studiami, co powiedzą rodzice, co powiedzą JEGO rodzice (zdecydoeanie bardziej konserwatywni), gdzie zamieszkamy, z czego będziemy żyć, muszę kupić krem na rozstępy, mój dziadek tego nie przeżyje...
Znalazłam lekarza i potwierdziło się, że jest tam mały ktoś. Telefony do rodziców, informowanie znajomych, nasze rozmowy, wszystko to wywołało pozytywny odzew (euforię w niektórych przypadkach). Kiedy pierwsze emocje opadły, okazało się, że...cieszę się jak jasna cholera :D. Obawy dalej były, ciężko żeby ich zabrakło. Ale okazało się, że można wdzystko.

Nie obyło się bez przebojów (o których może innym razem).  W końcu ustaliliśmy, że najrozsądniejszym wyjściem jest moja dziekanka i przeprowadzka.

Bywało różnie. W końcu doczekaliśmy się przyjścia na świat króla i zostania rodzicami.
Ale o tym później..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz