Pierwszym postem, miał być, w założeniach, tekst z okazji Dnia Matki i traktujący o tejże tematyce. Niestety niezbyt miłe okoliczności przyrody zajęły mnie na tyle, że dzień ten spędziłam inaczej niż zamierzałam.
Ma być to blog rodzicielski (czy jak to się współcześnie, z angielska określa "parentingowy"). Jak rodzicielstwo to i dzieci. Jak dzieci to Dzień Dziecka- czyli kolejna, symboliczna data rozpoczęcia.
Tak wiem, mamy 2. dzień czerwca i godzinę późnowieczorną, jednak wczorajszą dobę poświęciłam na świętowanie. Silenie się na podsumowanie tejże fety zostawiłam na dzisiaj, z nadzieją, że będę mniej nieprzytomna.
Bilans obchodów Światowego Dnia Dziecka wg. Króla z rodzicami:
- odwiedziny starszego stryjaszka (dla rodziców= chwilka spania dłużej bez tratowania ich królewskimi stopami- jupiej!)
- baaaaaaaardzo długi spacer, zahaczający o park w innej części miasta,
- fascynująca (do czasu) dla brzdąca podróż środkami komunikacji miejskiej,
- bycie atrakcją przejazdu środkiem komunikacji miejskiej, połączone z próbą wyłudzenia balona (prawie skuteczną)
- pochłonięcie jogurciku w miłych okolicznościach przyrody
- obiad poza domem (dla rodziców=nie gotujemy, nie zmywamy- jupijej!)
- oblizanie kilku kamieni, zanim osobisty ojciec Króla zdążył dopaść i zareagować
- powrót do domu już w fazie zmęczenia/senności, co powodowało krzyki niezadowolenia kierowane na środek komunikacji miejskiej
- powrót do formy po przekroczeniu progu domu i dalsze dokazywanie do godzin mocno wieczornych (Króla, nie rodziców)
- odnóża, które właziły w rzyć (u rodziców, nie Króla)
- sprzątnięta łazienka
- świeżo zmieniona pościel
- a na deser kolejny ząb z paszczy młodocianego :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz