piątek, 29 stycznia 2016

Wyjścia świty z Królem

***To jeden z tekstów, który czekał pół roku w schowku. Musiałam ochłonąć zanim dojrzałam, żeby go upublicznić. Dlaczego? Przez te zawarte tu "muchy w nosie". To był jeden z objawów tego, że z Królem dzieje się coś bardzo niedobrego. Okazało się, że dalej mamy dziecko, które płacze jedynie wtedy, kiedy coś mu dolega. A dolegało. I to, co braliśmy za gorszy dzień, czy rozkapryszenie, było tak na prawdę sygnałem, że źle się czuje, a nie potrafi tego inaczej przekazać.



Na początek muszę coś wyznać. Zrobić swoisty coming out i przetrwać gromy, które niechybnie na mnie spadną.
Otóż...nieznoszę wyjść z moim dzieckiem. Na samo hasło "SPACEREK" włos jeży mi się na ciele, zęby zgrzytają i ogarnia mnie chęć ucieczki.
Do miasta naszego zamieszkania przyjechały ciotki, które spędziły ze mną 2 lata studiów. W tym jedna z własnym półrocznym potomkiem płci męskiej. Głównym celem były odwiedziny trzeciej ciotki, która się tu zatrudniła, pretekstem były jej urodziny.
Przy okazji dziewczyny chciały odwiedzić ZOO, a że do bramy wejściowej mam 10 minut spacerkiem, dziewuch nie widziałam szmat czasu, to chętnie (mimo wszystko) się do tej inicjatywy podłączyłam.
Chłop mój najmilszy poza domem od rana, więc cała heca pakowania i szykowania spadła na mnie:
Pobudka- na 'dzień dobry' ryk i muchy w nosie.
Śniadanko, tzn. próby nakarmienia Króla i usiłowanie pochłonięcia czegokolwiek w tak zwanym międzyczasie.
Mycie zębów- z tym problemu nie ma, zabawa przednia, jeszcze matka pozwala swoje uzębienie umyć dużą szczoteczką.
Ubieranie- zdjęcie pieluchy, pościg za gołodupcem po całym łóżku, zakładanie suchej pieluchy, okraszone rykiem, zdejmowanie reszty piżamy- ryk wzmożony, pościg za golasem po całym mieszkaniu, zakładanie bodziaka (wspominałam coś o ryku?), zakładanie portek ( młodociany wyrywa się jak dziki kot), przytrzymanie dziecka kolanami- aplikacja skarpet, decybele są w stanie ogłuszyć, buciki, kurteczka i w auto (tzn. w królewki jeździk-autko).
Między wspomnianymi pościgami należy spakować torbę dziecka lub sprawdzić stan spakowanej wcześniej. Pamiętaj żeby wziąć WSZYSTKO! Zapomnienie o jakiejś pierdołce, powoduje automatycznie uruchmienie prawa kosmosu, które sprawia, że akurat ta rzecz będzie potrzebna.  Nie daj się również zwieść przeświadczeniu, że pakowałaś owo wszystko wczoraj. Kolejne prawo kosmosu głosi, że akurat wtedy konkubent lub sprytny maluch coś wyciągnie (o odkładaniu w obu przypadkach nie ma mowy).
Krótka chwila poza pokojem, gdzie przebywał Król, zaowocowała własnoręcznie jedzoną owsianką (początkowo łyżką, później dosłownie własnoręcznie). Zaliczyliśmy więc też prysznic (ścierać nie było sensu, no i przypominam- ryk), szybkie czyszczenie foteli, stołu i dywanu.
Kiedy w końcu objuczona jak wielbłąd w karawanie, z synem w jego wehikule i kawą w ręku wychodziłam z mieszkania, miałam tzw. mieszane uczucia. Z jednej strony ulga, że w końcu wybywamy, duma, że dałam radę i wszyscy przeżyli i nadzieja, że na świerzym powietrzu muchy z nosa gdzieś polecą. Z drugiej obawy, że humorek jednak da się we znaki wszystkim,  niepewna pogoda itp, itd
Spotkanie było niestety krótkie ale sympatyczne. Chłopaki wykazywali solidarność nastrojów- jak wyli to obaj. Jakoś wszyscy przetrwali, zwierzaki nie uciekły, pogoda się poprawiła (zdjęcie okryć wierzchnich- więcej rzeczy do noszenia ;) ), a kawa była pyszna.
Oby więcen takich spacerków a mniej takich przygotowań :p

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz